Prezentujemy wywiad z dr. Grzegorzem Świątoniowskim, kierownikiem Oddziału Onkologii Klinicznej w Krotoszynie, który zmarł 19 stycznia 2019 r. Doktor tekstu rozmowy nie autoryzował, ale mam wewnętrzną pewność, że teraz chciałby żeby ona się ukazała.
Skąd się wzięło u Pana doktora zainteresowanie nowotworami jąder?
Leczeniem nowotworów zarodkowych jądra zajmuję się od 25 lat. To jest nowotwór, który daje duże szanse na wyleczenie. Nawet wówczas, gdy pacjent trafia do nas z przerzutami do innych narządów. I to jest rzadkość w onkologii. Zawsze planuje się leczenie, którego celem jest próba radykalnego wyleczenia takiego nowotworu. Przykładowo, jeśli mamy do czynienia z chorą cierpiącą na nowotwór piersi z przerzutami, to dzisiejszy stan wiedzy medycznej pozwala na efektowne leczenie, doprowadzenie do wieloletnie remisji choroby, znacznego przedłużania życia, ale niestety - nowotworu takiego w tym stadium nie jesteśmy w stanie wyleczyć.
Jak powstają nowotwory?
Żeby poznać proces ich powstawania, tak krok po kroku – to nauka od takiej sytuacji jest jeszcze bardzo daleko. Biologia, która odkrywa te procesy jest de facto u początku drogi. Poznajemy pewne mechanizmy molekularne, które wiodą do powstania komórek nowotworowych, ale nie znamy wielu szczegółów.
Badania naukowców porównać można do układania puzzli. Powiedzmy, że obraz ma 1500 małych elementów. My znamy zaledwie kilka z nich, naukowcy nieustannie poszukują i poznają kolejne. Dopiero za jakiś czas będziemy mogli powiedzieć, że wiemy, jak te puzzle ułożyć.
Można mówić o konkretnych sytuacjach czy stanach, które mogą w znacznym stopniu przyczynić się do tego, że ktoś zachoruje na raka jądra?
Jest kilka takich zdefiniowanych sytuacji, choć trzeba wyraźnie powiedzieć, że ich zaistnienie nie jest w 100 procentach tożsame z nieuchronnością zachorowania.
Przykładem takim może być wnętrostwo, czyli wada rozwojowa występująca u chłopców po urodzeniu. Polega ona na tym, że jądro – jedno lub dwa – nie znajdują się w worku mosznowym, ale w kanale pachwinowym, lub jeszcze wyżej - w jamie brzusznej. To jest dość częsta sytuacja.
Powstawanie przepuklin w tym miejscu też wiąże się z występowaniem raka jądra. To są takie sytuacji, w której jądro wędruje w kanale pachwinowym. Rak jądra związany jest z nieprawidłowym rozwoju narządów rodnych, występuje u młodych mężczyzn jako wyraz patologii, która zaczęła się gdzieś wcześniej. Jest też rodzinna predyspozycja do zachorowania na raka jądra.
Jednym ze znanych sportowców, który zachorował na raka jądra jest amerykański kolarz Lance Armstrong. Wyczynowe uprawianie kolarstwa może prowadzić do tej choroby?
Nie. To byłoby zbyt daleko idące domniemanie. W przypadku Armstronga mamy do czynienia po prostu z przypadkiem.
Jakie objawy powinny zaniepokoić mężczyzn i być sygnałem, że warto udać się do lekarza?
Nowotwór jąder przebiega bardzo szybko, jest wysoko złośliwy, na początku daje jednak takie objawy, które mężczyźni często bagatelizują, czy nawet ich nie zauważają.
Najczęściej jest to niebolesne, bądź mało bolesne powiększenie jądra. Czasem chore jądro robi się twarde i zmniejsza się. Choroba polega na tym, że w jądrze tworzy się guz. Badaniem rozstrzygającym jest wykonanie USG jądra oraz oznaczenie markerów nowotworowych we krwi. Na nowotwory jąder chorują przede wszystkim młodzi mężczyźni, mający ok. 20 lat.
Jeśli chory nie zauważy pierwszych objawów, to zaczyna odczuwać objawy wynikające już z przerzutów, szczególnie do węzłów chłonnych w przestrzeni zaotrzewnowej. Są to częste i niezwykle silne bóle kręgosłupa. Ten objaw jest niezwykle uciążliwy dla chorego. Potem pojawiają się duszności, chudnięcie, wyniszczenie organizmu.
Na czym polega leczenie nowotworów jąder?
Leczenie wymaga zespołu specjalistów. Rozpoczyna się od chirurgicznego wycięcia chorego jądra. Dalsze postępowanie zależy od typu nowotworu, jego zaawansowania, stanu ogólnego pacjenta czy innych chorób na które taki mężczyzna cierpi. Leczenie zależeć będzie od tego, czy mamy do czynienia z wczesnym rakiem jądra bez przerzutów, czy też ze stanem, gdzie przerzuty już wystąpiły.
Nowotwory zarodkowe jądra są niesłychanie wrażliwe na chemioterapię, dlatego, po wycięciu jądra, w dalszym leczeniu chemioterapia odgrywa pierwszoplanową rolę.
Istnieją standardy leczenia, które stanowią podstawę na której powinien się opierać każdy zespół leczący pacjenta. Niekiedy w określonych przypadkach, trzeba jednak podejmować decyzje ponadstandardowe wynikające z wiedzy i doświadczenia w leczeniu. Rozsądne zaplanowanie, a później realizowanie skojarzonego leczenia onkologicznego daje tym młodym ludziom szansę na powrót do zdrowia i normalnego życia.
Dobrze jest, gdy ośrodki – nawet takie małe jak nasz – realizują zarówno normalne leczenie chemioterapii, jak i specjalizują się w leczeniu konkretnych nowotworów.
Czy zawsze konieczne jest poddanie się chemioterapii?
W przypadkach dotyczących wcześnie wykrytego nowotworu, po wycięciu jądra, gdy nie ma przerzutów, szacujemy ryzyko wystąpienia choroby przerzutowej w przyszłości. Jeśli ono jest niskie, można nie podejmować dalszego leczenia w postaci chemioterapii, a poprzestać na ścisłej kontroli i obserwacji stanu zdrowia. Gdyby w którymś momencie pojawiły się przerzuty – należy rozpocząć chemioterapię. Może być tak, że 80 procent pacjentów nie będzie miało przerzutów, a 20 procent będzie je miało. To jest nowoczesne podejście do leczenia raka jądra we wczesnych stadiach.
Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że pod względem psychologicznym, nie wszystkich pacjentów stać na przyjęcie takiego rozwiązania, by w tym momencie nie podejmować leczenia chemioterapią. Część z nich wolałaby zaraz po usunięcie jądra poddać się takiemu leczeniu, które obniża szansę wystąpienia rozsiewu do minimum. Tutaj trzeba do każdego przypadku podchodzić indywidualnie, lecząc pacjenta należy widzieć go całościowo, brać pod uwagę wszystkie aspekty, a przede wszystkim jego konstrukcję psychiczną.
Myślenie jest proste: jeżeli komuś usuwamy chore jądro – to znaczy wycinamy i pozbywamy się raka - i okazuje się, że wszystko jest w porządku, ale po roku od zabiegu występują u niego przerzuty, to skąd one się tam wzięły? Jaki jest mechanizm ich powstania? Jedynym mechanizmem może być to, że te przerzuty były tam jeszcze przed zabiegiem usunięcia chorego jądra. Tylko, że wtedy nie dawały jeszcze objawów. I tak faktycznie jest. Ponieważ metody diagnostyczne którymi dysponujemy nie dają możliwości zdiagnozowania na tym etapie tych przerzutów, nauczono się szacować, jakie jest ryzyko wystąpienia przerzutów.
Przykładowo, gdy wychodzi, że ryzyko przerzutów może sięgać 50 procent, zdrowy rozsądek nakazuje włączyć leczenie chemioterapii, które obniża możliwość ich wystąpienia.
Nieraz słyszymy jednak, że chory zbyt późno zgłosił się do lekarza i mimo podjętego leczenie, nie było szans na jego uratowanie.
To o czym wcześniej mówiłem, dotyczy leczenia wczesnych nowotworów jądra. Prawdziwym problemem w Polsce jest zgłaszanie się do lekarza chorych z zaawansowanym nowotworem jąder i licznymi przerzutami. To jest poważny problem. Zbyt często trafiają do nas tacy pacjenci, którzy – mimo zastosowania najlepszego leczenia - ze względu na daleko posunięty proces chorobowy, nie są w stanie doczekać działania chemioterapii. Umierają na skutek objawów wynikających z przerzutów, albo z powodu dużej masy nowotworu, u którego rozwija się chemiooporność. Pacjent w takim stanie poddawany może być zabiegowi chirurgicznemu, chemioterapii, radioterapii, a czasem chemioterapii wysoko dawkowanej z przeszczepieniem komórek macierzystych szpiku po to, by spróbować wyleczyć pacjenta. Czasami to się udaje, często się to nie udaje. Jeśli taki pacjent umiera, dla mnie jest to zawsze najtrudniejszy moment.
Pozytywne oddziaływanie psychologiczne na pacjenta, pomaga w jego leczeniu?
Trzeba rozgraniczyć dwie sprawy: podejście pacjenta do leczenia, oraz podejście lekarza do pacjenta. Lekarz musi zrobić wszystko, by chory miał do niego zaufanie. Jeżeli chory zobaczy, że lekarz korzysta ze wszystkich dostępnych mu metod leczenia i wiedzy żeby doprowadzić go do wyzdrowienia, i robi wiele, żeby on przeżywał stosunkowo jak najmniejszą traumę wynikającą z leczenie onkologicznego, ufa mu niesamowicie. Tutaj niezwykle pomocna i niezastąpiona wręcz jest również rola psychologa klinicznego, który rozmawia z pacjentami, towarzyszy im w procesie leczenia, wspiera i pomaga. To jest integralna część leczenia. U nas jest to pani psycholog. Istotna jest także rola personelu pielęgniarskiego, który na co dzień ma największy kontakt z pacjentem.
Teraz kilka słów na temat tej drugiej relacji. Pacjent w leczeniu nowotworu jądra musi być prowadzony – jak to się mówi - twardą ręką, zgodnie z wiedzą medyczną. Tu nie ma miejsca na filozofowanie ze strony pacjent. Musimy działać zdecydowanie i szybko. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że podejście psychologiczne nie ma żadnego wpływu na to, czy nowotwór będzie dobrze reagował na chemioterapię, czy też nie.
W naszym oddziale w Krotoszynie leczymy takich chorych na poziomie, którego nie musimy się wstydzić. Współpracujemy z ośrodkami, które zajmują się prowadzeniem innych – poza chemioterapią – etapów leczenia. Leczą się u nas chorzy zarówno z powiatu krotoszyńskiego, jak i z wielu innych powiatów, co nadaje nam zasięg regionalny.
Rozmawiał:
Sławomir Pałasz, rzecznik prasowy SPZOZ w Krotoszynie